kobaian kobaian
218
BLOG

Tolerancja

kobaian kobaian Społeczeństwo Obserwuj notkę 1

Ostatnie ataki i akty wandalizmu, których celem stały się Stowarzyszenie Lambda i siedziba Kampanii Przeciw Homofobii, skłaniają do refleksji na temat pojęcia "tolerancja". Co ono właściwie oznacza i jaki jest stosunek do niej organizacji zajmujących się rzekomo szerzeniem owej tolerancji? Wbrew powszechnej opinii, uważam, że w miarę tak zwanego "postępu społecznego" ludzie wcale nie stają się bardziej tolerancyjni, a być może jest nawet wręcz przeciwnie. Aby zrozumieć co mam na myśli, czytelnikowi należy się jednak wyjaśnienie odnośnie samego znaczenia słowa "tolerancja", które w ostatnich czasach zostało całkowicie wypaczone i zdewaluowane wskutek rozpowszechniania się tzw. "logiki lewoskrętnej", o której pisałem gdzie indziej.

Tolerancja to zdolność pogodzenia się z faktem, że nie wszystko w tym, kim są i co robią inni ludzie, musi się nam akurat podobać i umiejętność wypracowania tzw. modus vivendi z tymi, z którymi się nie zgadzamy. Aby być tolerancyjnym wobec Iksińskiego musimy spełniać zatem dwa warunki:

(1) Iksiński, bądź coś, co on robi, nie podoba się nam na tyle, że gotowi bylibyśmy wejść  w spór z Iksińskim.

(2) Godzimy się jednak z tym, że Iksiński jest, jaki jest, czy też robi, to co robi, w imię zasady: "Żyj i daj żyć innym".

Modelowym przykładem wydaje się tu tolerancja religijna panująca między katolikami a protestantami. Po krwawych wojnach religijnych, które pociągnęła za sobą reformacja i kontrreformacja, doszło między stronami do ustalenia modus vivendi. Spór nie zniknął, wzajemna niechęć osłabła zapewne, ale nie zniknęła całkowicie, mimo to dwie wspólnoty doszły do pewnego konsensusu, jak żyć obok siebie nie wchodząc sobie w drogę. Oczywiście mówimy tu o pewnym zjawisku historycznym, gdyż, jak się wydaje, dziś te środowiska nie są szczególnie zainteresowane w toczeniu ostrego sporu, zatem również znacznie mniejsze jest zapotrzebowanie na tolerancję w tej materii.

Tolerancja tak w ogóle jest rzeczą nieoczywistą. Wydaje się, że ludzie mają silne inklinacje polegające na tym, by usuwać ze swojego życia to, co im się nie podoba i narzucać innym własne upodobania. Tolerancja jest więc zjawiskiem sprzeciwiającym się naszym naturalnym odruchom. Wymaga od nas poskromienia emocji oraz wytrwałej pracy nad sobą i naszymi relacjami z innymi osobami. Umiejętność okazywania tolerancji w określonych sytuacjach wydaje się niezwykle cenna, a wypracowane modus vivendi z reguły warte jest pielęgnowania.

Zastanówmy się przez chwilę, jak to się ma do kwestii mniejszości homoseksualnej. Szczerze mówiąc, jeżeli o mnie przynajmniej chodzi, nijak. Osobiście nie widzę właściwie żadnej płaszczyzny, która pozwoliłaby mi się wykazywać tolerancją wobec takich osób, ponieważ same upodobania seksualne innych osób nie stanowią dla mnie w ogóle przedmiotu potencjalnego sporu. Nie czuję potrzeby w ogóle wchodzenia w konflikt z osobą, która realizuje swoje potrzeby seksualne w sposób, który mnie osobiście nie dotyczy. A gdyby miał i mnie dotyczyć? Wtedy też nie widzę przestrzeni dla tolerancji, dokładnie na tej samej zasadzie, jak nie tolerowałbym zaczepek ze strony osoby płci przeciwnej, która by mi się nie podobała. Dla mnie więc problem mojej własnej tolerancji bądź nietolerancji w tym wypadku zwyczajnie nie istnieje. Zdaję sobie jednak sprawę, że istnieją ludzie, którzy mają z tym jakiś problem i którzy uważają, że istnieje konflikt społeczny między homoseksualistami a heteroseksualistami. Tacy ludzie mają oczywiście szansę wykazać się tolerancją polegającą na pogodzeniu się z faktem, że istnieją ludzie o odmiennej orientacji oraz mają możliwość wypracowania modus vivendiz tą drugą grupą. Ponieważ mam wrażenie, że to nie moja sprawa, jestem ostatnią osobą, która miałaby doradzać jak to osiągnąć.

W przeciwieństwie do homoseksualistów jako takich, kwestia istnienia i działalności organizacji takich jak KPH, stanowi dla mnie potencjalny przedmiot tolerancji lub jej braku. Z przedstawicielami tej organizacji gotów byłbym się spierać o wiele różnych rzeczy. Choćby o istnienie czegoś takiego jak "mowa nienawiści". Jak dla mnie ten termin to tzw. "pałka ideologiczna" służąca do eliminowania określonych stanowisk oraz osób ich głoszących z debaty. Celem wprowadzenia tego terminu jest zamazanie różnicy między groźbami, chamstwem z jednej strony, a rzeczowymi (choć może nie zawsze trafnymi) argumentami z drugiej. Jesteś przeciw adopcji dzieci przez pary homoseksualne? Uważasz, że takie pary byłyby gorszymi rodzicami? Uprawiasz mowę nienawiści! - Tak brzmi werdykt lewoskrętnych logików związanych z organizacjami LGBT. Powiem wręcz, że uważam organizację KPH za niezwykle szkodliwą przez to, że swoją dzialalnością niszczy stare dobre pojęcie "tolerancji". KPH zwalcza nietolerancję w taki sposób, że godzi równocześnie w podstawy tolerancji. Jej działania nie są nakierowane na modus vivendi, tylko na przekonanie innych, że geje są fajni, są prześladowani, należą im się więc określone przywileje, a ktokolwiek twierdzi inaczej jest homofobem, którego należy wyeliminować z życia publicznego, a najlepiej jeszcze (co ostanio stało się wśród "tolerancjonistycznych" organizacji modne) podać do sądu za poglądy i wydoić z kasy.

Na tym przykładzie widać dokładnie, dlaczego tzw. "postęp społeczny" nie powoduje wzrostu tolerancji. Jest tak dlatego, że nauka tolerancji, czyli radzenia sobie w sytuacji, gdy coś nam się nie podoba, nie jest celem organizacji tolerancjonistycznych. Ich celem jest przekonanie jak najwięcej liczby osób, że przedmiot nietolerancji jest tak naprawdę super, a pozostałym - zakneblowanie ust poprawnością polityczną. Cel niby zostaje osiągnięty, tyle że z prawdziwą tolerancją ma on niewiele wspólnego.

W obecnym momencie marnie oceniam szansę na stworzenie modus vivendi między zwolennikami organizacji tolerancjonistycznych a ich przeciwnikami. Bierze się to głównie stąd, że stworzenie zasad wzajemnego współżycia mimo różnic w poglądach nie jest przedmiotem zainteresowania żadnej ze stron. KPH chce narzucić wszystkim swoje stanowisko, najlepiej policyjną pałką, a ci, co się dobijają, rzucają kamieniami itp. - chcą narzucić swoje siłą. Przestrzeni do debaty - brak. Ale z drugiej strony, kiedyś to samo dotyczyło protestantów i katolików, więc niewykluczone, że w wypadku złagodzenia postulatów, a przede wszystkim zmianę środków, którymi chce się je osiągnąć, pokój również i w tej sferze kiedyś zapanuje.

kobaian
O mnie kobaian

Obserwuję, myślę, analizuję.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo