kobaian kobaian
710
BLOG

Olej palmowy a małpi rozum jego krytyków

kobaian kobaian Zdrowie Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

Wielu czytelników spotkało się zapewne nie raz z krytyką użytkowania oleju palmowego w produktach spożywczych. Wiemy, że zawiera dużą ilość niezdrowych dla nas tłuszczów nasyconych, że w procesie rafinacji powstają różne nie koniecznie dobre dla naszego zdrowia substancje. Najgorszą rzeczą wydaje się fakt, że nawet gdy nie kupujemy tego oleju, bądź produktów będących wynikiem jego bezpośredniego przetworzenia, jak np. margaryny, to i tak on jest wciskany nam jako jeden ze składników różnych produktów - mrożonek, ciasteczek, kremów czekoladowych itp. Szczerze mówiąc, jako osoba interesująca się czasem odrobinę tym, co jem, argumenty dietetyków wydają mi się jak najbardziej godne uwagi i nie zamierzam bronić obecności tego tłuszczu w naszej diecie.

Obok argumentów dietetycznych modny stał się jednak ostatnio jeszcze inny argument - rozrost plantacji olejowca gwinejskiego, z którego uzyskuje się olej palmowy, przyczynia się do uszczuplenia naturalnego środowiska orangutanów. Plantatorzy karczują i wypalają lasy deszczowe na Borneo i Sumatrze przyczyniając się do śmierci zwierząt, przede wszystkim właśnie rzeczonych orangutanów. Jak zaczniemy unikać spożywania oleju palmowego przyczynimy się do ocalenia biednych małpek. Szczerze mówiąc ten argument wydaje mi się akurat jednym z wielu idiotycznych przykładów zastosowania logiki lewoskrętnej. Oparty jest on na bałamutnym założeniu, że działania ludzkie są zdeterminowane przez określony produkt finalny tej działalności, czyli jak się wyeliminuje zły olej z rynku, to plantatorzy zakończą swój niecny proceder. Nie bierze się natomiast pod uwagę, że rynek nie znosi próżni. Olej jest potrzebny, więc gdy wyeliminujemy olej palmowy zastąpimy go jakimś innym tłuszczem. Na przykład, zdrowym ponoć olejem rzepakowym. Tu pojawia się jednak pewien problem, bo rzepak jest ponoć 10 razy mniej wydajny z hektara od palmowca gwinejskiego. I aby go zastąpić trzeba zwiększyć powierzchnię pól uprawnych dziesięciokrotnie. Zatem, gdyby któryś z plantatorów wpadł na pomysł przestawić się z olejowca na rzepak, to musiałby wykarczować 10 razy więcej lasów, niż robi to obecnie, aby uzyskać tę samą ilość oleju. A chyba nie na tym zależy zatroskanym obrońcom orangutanów.

Oczywiście ktoś może powiedzieć, że rzepaku nie da się produkować na Borneo. To w takim razie pod jego plantację będzie się niszczyć naturalne środowisko innych zwierząt gdzie indziej, np. misiów panda albo koala. W dodatku pozostaje zawsze realna groźba, że plantatorzy z Borneo przestawią się na uprawę jakiejś innej rośliny i dalej będą niszczyć lasy. Zamiast tego jakimś rozwiązaniem wydaje się po prostu zrobienie ściepy, wykupienie tych lasów przez jakąś organizację chroniącą orangutany (w końcu skoro plantatorów stać, to czemu organizacji ma być nie stać?) i postawienie tabliczek - "Własność prywatna, plantatorom wstęp wzbroniony". Inny pomysł, to wymuszenie bojkotu dostawców. Olej palmowy ok, ale nie od tego, kto wypala lasy.

Za nieetyczne postępowanie ludzi w momencie produkcji nie odpowiada produkt, tylko oni sami bądź mechanizmy rynkowe, które do tego skłaniają. Np. bieda pewnych regionów, która powoduje, że takie plantacje stają się jedynym źródłem utrzymania ludności. I w takich wypadkach żadne akcje wymierzone w ich produkt nie zlikwidują przyczyny niewłaściwego postępowania ze środowiskiem naturalnym i zamieszkującymi go zwierzętami.

kobaian
O mnie kobaian

Obserwuję, myślę, analizuję.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości